PRZECIW TYRANII
WAŻNY JUBILEUSZ TRWANIA
podaj dalej
Wiesław Sokołowski w maju 2014 roku kończy 70 lat.
Istnienie swoje związał ze Szlakiem Królewskim w Warszawie działając poza establishmentem stolicy.
Pierwszy swój autorski program zrealizował w roku 1965.
Nie jest tajemnicą, że Krakowskie Przedmieście jest jedną z ulic w Polsce w szczególny sposób monitorowaną i pilnowaną.
Będąc WĘDROWCĄ SZLAKU KRÓLEWSKIEGO pisał.
Pisał przez pół wieku, pisał wiersze które uzmysławiają nam, w jakim tak naprawdę żyjemy kraju ...
Przegląd twórczości jubilata zaczniemy od zapisków z lat młodości.
Wiktor Czarniecki






















Przeciw tyranii- część druga Wiesław Sokołowski
Wiesław Sokołowski
PRZECIW TYRANII
część druga podaj dalej
SŁOWO CHRONIŁEM W SOBIE
W swojej twórczości przez całe życie – a mam już 70 lat – „chroniłem słowo w sobie”. Słowo bowiem stało się nie tylko azylem czy obrońcą, ale stało się najwyższą instancją do której mogłem się odwołać...
Jak to się stało i dlaczego robiłem te różne zapisy – tak do końca nie wiem. Może potrzeba a może niezgoda na to wszystko co wokół nas działo się i dzieje nadal.
Kiedy tzw. „przyzwoici bandyci” uzbrojeni w prawo plądrowali przez dziesięciolecia mój rodzinny dom, wywłócząc to wszystko co dla nich miało jakąkolwiek wartość – właśnie słowa nie mogli zabrać, osądzić, spotwarzyć – słowo było i jest poza ich jurysdykcją.
W jednym z folderów tak napisałem:
W ciągu wielu lat mojej działalności przemierzyłem
Warszawę tak, jak s a m potrafiłem – czyli zorganizowałem
kilka własnych widowisk poetyckich, kilkanaście wystaw
i chyba z kilkaset spotkań i dyskusji.
Czuwano, bym nie związał się na stałe z żadną instytucją,
z żadną organizacją i z żadnymi grupami artystycznymi.
Byłem więc i jestem chwilami bardzo sobą z d z i w i o n y,
że dotrwałem do chwili obecnej, że nie rozjechano mnie, tak jak
zrobiono to z wieloma innymi.
Czas zaciera podobno wszystko, jednak ja widzę i pamiętam te prymitywne gęby przeróżnych funkcjonariuszy i sędziów, ich chamstwo a zarazem jakąś niedorzeczność oblepioną politurą bezkarności.
Widzę też twarze tych różnych redaktorków, którym pokazywałem – będąc w młodzieńczym uniesieniu – te swoje zapisy na SZLAKU KRÓLEWSKIM w Warszawie i pamiętam ich mentorski ton – ów ton przecież jest tak bardzo czytelny w tym naszym (a może już nie naszym) życiu literackim.
Teraz, po ponad 40 latach od napisania tych wierszy, dociera do mnie przeświadczenie, że zło jakie na co dzień doświadczaliśmy spowodowało to, że tylko nieliczni kierowani instynktem a może i sumieniem – wierni byli słowu.
Poezja, która gdzieś zagubiła światło prawdy – degraduje się. Bo przecież to, co nie pasowało czy wręcz nie mieściło się w ich doktrynach nieprawdy, było wyrzucane do zsypu... Dziś wielu wybrańców z tamtych straszliwych czasów to przecież profesorowie, co eks katedra głoszą – tylko co?! Wielu z nich funkcjonuje jako autorytety. Tylko czego ?! Wychodzi na to, że poetów niejako w zarodku uśmiercano. Ich miejsca zajęli ci, którym można teraz postawić kolejne zadania do wykonania, np. budowanie jakiegoś nowego kanonu postępu czy innej zorganizowanej i sowicie opłacanej dewiacji.
W swojej twórczości przez całe życie – a mam już 70 lat – „chroniłem słowo w sobie”. Słowo bowiem stało się nie tylko azylem czy obrońcą, ale stało się najwyższą instancją do której mogłem się odwołać...






















Przeciw tyranii część trzecia - wiersze - Wiesław Sokołowski
PRZECIW TYRANII
część trzecia
Jestem pytany – ostatnio coraz częściej – co sądzę o poezji współczesnej? Doprowadzono chyba do tego, że poezja współczesna stała się taką „wydmuszką” bardzo kolorową, bardzo ufryzowaną, nieraz chorobliwie egzaltowaną, gdzie każdy kosmyk wiersza jest upudrowany, ondulowany w różne efektowne niby wieczne wzory, jednak w środku tej układanki zagościła i na stałe zamieszka pustka, tak, tak, chwilami jest to bardzo przygnębiające, szczególnie gdy próbuję sobie poczytać tego czy owego poetę.
Kształt wiersza przecież wyznacza milczenie; słowo w zderzeniu z nim chwilami wygrywa chwilami przegrywa. W momencie porażki np. w mojej konkretnej sytuacji kartka zapisana jest wyrzucona do kosza. Jeśli jednak zaistnieje podejrzenie, że słowo choć w jakiejś części w jakimś mgnieniu wyraża coś z milczenia, wtedy wędruje do innych kartek przechowywanych latami.
Wiele wierszy, które po napisaniu chciałem wyrzucić do kosza uratowała Jaga – moja żona – bo nie zawsze tak jest, że po napisaniu jesteśmy w stanie ocenić to co napisaliśmy. Bywa przecież tak, że na marginesie jakiejś większej pracy zrobiło się, jakby od niechcenia, nic nie znaczącą notatkę. Okazuje się jednak, że to niechcący zapisane słowo więcej znaczy niż w pierwszym momencie przypuszczaliśmy.
Poniżej załączam kilka takich uratowanych zapisów z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.











留言